czwartek, 10 października 2013

Fashion for dummies?



Jaki jest najgorętszy temat ostatnich dni? Oczywiście wkręcenie blogerów przez Filipa Chajzera na Warsaw Street Fashion. Historia całkowicie przyćmiła całą imprezę i nadała jej rozgłos jak Polska długa i szeroka (mogłaby być dłuższa i szersza, ale przytrafił nam się niestety Szlezwig&Holstein - do niego/nich jeszcze wrócimy). Jeśli jakimś cudem nie wiecie o co chodzi, w skrócie przypomnę.


 

Reporter DD TVN w osobie syna znanego chyba wszystkim Zygmunta, udał się na wcześniej wspomniane modowe wydarzenie z postanowieniem, że podpuści kilka blogerek/blogerów/fashiomaniaców (nie będę samolubna i nie przywłaszczę sobie tego tytułu, ha!;)) i sprawdzi, co odpowiedzą na pytania o kolekcje nieistniejących projektantów.

Pomysł zaczerpnął z programu Jimmy'ego Kimmela, który wysłał jednego ze swoich redaktorów na NFW. Mężczyzna wskakiwał w tłum oczekujących na pokazy i podpytywał ludzi co sądzą np. o Frankie Monsterze. Pomimo, że nazwiska były kompletnie zmyślone, ludzie wypowiadali się i oceniali kolekcje, których tak naprawdę, nigdy nie widzieli, ani nawet o nich nie słyszeli. Jeden z powszechnych stereotypów mówi, że Amerykanie nie zaliczają się raczej do najinteligentniejszych narodów, co niestety wideo potwierdziło. Zresztą zobaczcie sami:


Misja Chajzera zakończyła się podobnym wynikiem, pomimo, że wypowiadający się, mieli ciut łatwiejsze pytanie, bo reporter nie podawał nazwisk z kosmosu, lecz prawdziwe np. Hans Kloss, czy Sven Hannavald (materiał możecie zobaczyć pod tym linkiem). W internecie zawrzało, film komentują nie tylko blogerzy, czy inni "siedzący" w modzie, ale właściwie niemal wszyscy, niezależnie od profesji. "Idioci" to chyba jedno z łagodniejszych określeń "bohaterów" tego wideo. Faktycznie, wygląda to słabo, bo aż trudno uwierzyć, że można nie wiedzieć kim był Hans Kloss. 

Jak zawsze w przypadku kontrowersyjnych materiałów telewizyjnych, pojawiły się głosy, że wszystko zostało sprytnie sklejone i że wcale to tak nie wyglądało. Jasne, zdarza się i tak (przy okazji, polecam Wam drugi sezon "Newsroomu", bardzo w temacie kłamliwego montażu). Jednak w takiej sytuacji, każdy z pokrzywdzonych ma prawo opowiedzieć, jak to naprawdę wyglądało, zwłaszcza, że mają oni dostęp do środków masowego przekazu (absolutnym fenomenem jest dla mnie chłopak występujący w materiale, który, jak się okazuje, ma ponad 100 tys. fanów na Facebooku :O). Do swojego udziału w tejże produkcji przyznała się blogerka Wildfox7, która pod jednym z linków do filmu na Facebooku (niestety wpis został usunięty, więc nie mogę dorzucić print screena) zarzuciła właśnie manipulację i mocne okrojenie jej wypowiedzi.

Nawet trójmiejski dodatek do GW postanowił coś od siebie dodać w tej kwestii i przeprowadził wywiad z blogerką Sylwią Zarębą, która sprawę skomentowała tak:

"Znam jedną z osób, która wystąpiła w dziele pana Chajzera, i to właśnie zmusiło mnie do głębszej refleksji nad tym materiałem. Wiedziałam, że koleżanka ta nie dałaby się nabrać. Po rozmowie z nią moje przepuszczania okazały się trafne. Materiał został sprytnie zmontowany. Prawdziwe odpowiedzi zostały wycięte, a pozostawiono tylko te rzekomo demaskujące niewiedzę".

Niestety nie wyjaśnia to jak według drugiej strony wyglądała ta sytuacja.

Filip Chajzer stał się za to bohaterem. Ludzie, a zwłaszcza wielu dziennikarzy, chwali go za obalanie głupoty i za świetny materiał. Znalazłam nawet tekst na jednym z plotkarskich portali w stylu "Kim jest Filip Chajzer i co powinniście o nim wiedzieć". Czy słusznie? Z jednej strony zadziało się to, o czym może marzyć każda osoba pracująca w mediach. Wywołał szum swoim materiałem. Z drugiej, pomysł nie jest oryginalny i można mu zarzucić brak kreatywności, choć jasno na początku zaznaczył kim się inspirował i nikt inny w Polsce tego nie zrobił. W końcu też sam Jimmy Kimmel pierwszy we wkręcaniu "fashionistów" nie był.

Jedna z francuskich bloggerek Messy Nessy Chic już rok temu obrała za swój cel bywalców Paris Fashion Week. Wraz z koleżanką Katy biegały z kamerą i pytały modnych ludzi o najróżniejsze rzeczy. Na pytanie jak ma na imię kot Karla Lagerfelda wszyscy znali odpowiedź. Niestety z nazwiskiem prezydenta Francji było już zdecydowanie ciężej. Moim ulubionym pytaniem jednak jest: Co jest ważniejsze, prawa zwierząt, czy kolekcja futer Anny Wintour?


Jaki wniosek płynie z tego wszystkiego? Po pierwsze, nie dajmy się zwariować. Chyba w każdej grupie społecznej znajdziemy masę osób, których wiedza nie jest zbyt obszerna (przypomnijcie sobie filmiki "Matura to bzdura"). Spodobały mi się słowa Macademian Girl, która poproszona o komentarz stwierdziła, że film "obnaża generalnie ludzką tendencję do wypowiadania się na temat czegoś o czym nie ma się pojęcia – wszystko z miną największego znawcy. Showbiznes jest pełen takich przykładów, nie trzeba do tego blogerów".

Wiele osób najgłośniej krzyczących i krytykujących, w głębi ducha cieszy się, że nie znaleźli się na miejscu odpowiadających. Smutna prawda jest taka, że świat nam po prostu głupieje, zmieniły się wartości i to co było ważne kiedyś, zostało zastąpione lansem i powierzchownością. Tyczy się to również mediów, które płyną z tym nurtem, a potem dziwią się, że zaczepiony na ulicy człowiek, nie wie kim jest Helmut Kohl.

A żeby nie było tak posępnie na koniec, polecam najnowsze wydanie polskiego Vogue'a:




Fot. www.highsnobiety.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz